Eksperymentalna terapia dla Piotrusia
Wpłaty: 1
Każdą darowiznę przekazujemy w 100% na leczenie podopiecznego
“Cały świat runął nam na głowę, nie mogliśmy uwierzyć w tę diagnozę, jak to możliwe! Rak u takiego małego dziecka?! Pamiętam tylko ten straszliwy ból, rozpacz i strach rozdzierający nam serce. Co normalny człowiek wie na temat raka? Tylko tyle, że ludzie na to umierają…” opowiada ze łzami w oczach mama 7-letniego Piotrusia.
Piotruś urodził się jako zdrowy chłopczyk i do 5 roku życia jego dzieciństwo przebiegało szczęśliwie. W maju 2012 roku pojawiły się u niego gwałtowne, poranne wymioty. Na początku lekarze podejrzewali grypę jelitową, potem pasożyty, padaczkę, jednak po zrobieniu badań wykluczyli to. Zaczęła się „wędrówka” po specjalistach – okulista, neurolog, wiele badań, które nic nie pokazały. Przerażenie rodziców było coraz większe, nie wiedzieli co się dzieje, a wymioty zamiast ustępować – nasilały się. W końcu trafili do szpitala na oddział neurologiczny, zrobiono chłopcu tomograf komputerowy głowy i wtedy już było wszystko jasne. W główce Piotrusia znajdował się duży guz. Natychmiast karetką został przewieziony do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i trafił na oddział neurochirurgii. Tam potwierdzono wcześniejszą diagnozę – duży guz w tylnej jamie czaszki, trudno dostępny, ale na szczęście operacyjny.
Mimo, że operacja była bardzo niebezpieczna, przebiegła bez większych powikłań. Piotruś bardzo ciężko dochodził do siebie, był strasznie słaby, obolały, płaczliwy i nerwowy. Kilka dni po operacji pojawiły się komplikacje, w wyniku których chłopiec musiał przejść jeszcze zabieg neurochirurgiczny. “Nasz synek miał do nas żal, że pozwoliliśmy zrobić mu taką krzywdę. Nie spodziewaliśmy się wtedy, że najgorsze dopiero przed nami…” Wyniki z pobranej w trakcie operacji próbki guza były druzgoczące – nowotwór złośliwy mózgu medulloblastoma IV stopień złośliwości. Rozpoczęła się bardzo trudna, długa i wyczerpująca walka z chorobą. Organizm małego chłopca musiał się zmierzyć z chemioterapią i radioterapią. Wypadły mu wszystkie włosy, bardzo schudł, wymiotował, był bardzo słaby i obolały. Jednak po 1,5 roku ciężkiej walki cała rodzina świętowała, wygrali z tym paskudztwem! Piotruś poszedł do I klasy.
“Nowotwór uśpił naszą czujność, pozwolił uwierzyć, że cały ten koszmar mamy za sobą. Poczekał, aż zaczniemy na nowo budować swoje życie. Nie dawał żadnych objawów, a w momencie w którym najmniej się tego spodziewaliśmy uderzył w nasze dziecko ze zdwojoną siłą!!!” Wznowa choroby pod postacią kilku guzów w mózgu i w rdzeniu kręgowym kompletnie załamała rodziców. Tym razem okazało się, że lekarze w naszym kraju nie są w stanie nic więcej zrobić – na ten typ nowotworu nie ma wystarczająco skutecznych leków, tylko powolna droga ku hospicjum...
“Wpadliśmy w czarną rozpacz, załamaliśmy się, zostaliśmy powaleni na kolana... Jednak w pewnym momencie obudził się w nas bunt! Nie pozwolimy by rak odebrał nam dziecko – skoro tutaj nie mogą nam pomóc, będziemy szukać ratunku za granicą. Lekarze też nam pomagali w poszukiwaniach ratunku dla Piotrusia. Cała rodzina zmobilizowała się do pomocy – szukanie adresów najlepszych klinik na świecie, tłumaczenie dokumentacji medycznej na język angielski, korespondencje e-mailowe z lekarzami z zagranicy… Po wielu staraniach udało się nam znaleźć klinikę w Austrii.”
Szpital przy Uniwersytecie Medycznym w Wiedniu, jako jedyny na świecie prowadzi eksperymentalną terapię leczenia medulloblastomy. Jest ona bardzo skuteczna – inne kraje, w tym USA, już niedługo też ją wprowadzą do swoich protokołów leczenia. Cała terapia zostanie rozłożona na 2 lata, jednak już po pół roku będzie wiadomo, czy jest ona skuteczna. 1 grudnia 2014 r. Piotruś musi się stawić w szpitalu, a rodzice do tego czasu muszą wpłacić pierwszą z czterech rat za leczenie – 100 000 EURO, czyli ok. 420 000 zł (całe leczenie to koszt ponad 1 600 000 PLN).
“Rak nie poczeka na nas, to my musimy go wyprzedzić, zanim on odbierze nam sens naszego życia! Tylko leczenie w Austrii daje Piotrusiowi szansę na wrócenie do szkoły a nie do hospicjum! BŁAGAMY WAS O POMOC!!!”
Rodzice Piotrusia
Opinie
Na razie nie ma słów wsparcia.