Guz mózgu chce zabić Krystiana!
Wpłaty: 1
Każdą darowiznę przekazujemy w 100% na leczenie podopiecznego
Ile cierpienia jest w stanie znieść matka? Ile może mieć w sobie siły, by walczyć – najpierw o jedno śmiertelnie chore dziecko, a potem o drugie? Czy jest jakaś granica, po przekroczeniu której ona sama umiera z wycieńczenia, z rozpaczy, z miłości?
Mam dwoje ciężko chorych dzieci
Moja starsza córka jest śmiertelnie chora. Ma mukowiscydozę – nieuleczalną chorobę płuc, każdy dzień to walka o jej oddech. Kilka lat temu była już prawie po tamtej stronie, w ostatniej chwili, dzięki naszej nadludzkiej determinacji i ogromnym pieniądzom, przeszła przeszczep płuc w Wiedniu.
23 marca 2015 roku, gdy urodził się Krystian, płakałam ze szczęścia, że nie został „skazany” na tak ciężką chorobę jak Milenka. Dokładnie cztery lata później, również 23 marca, znowu płakałam… a raczej wyłam! Z rozpaczy, z bólu, z przeszywającego na wskroś lęku, z poczucia niesprawiedliwości i złości na los! W szpitalu, do którego trafiliśmy, bo Krystian nie mógł utrzymać się na nogach, pozbawiono mnie złudzeń – diagnoza: 4-centymetrowy guz mózgu. Zaczęło się od problemów z równowagą, a skończyło na zamkniętym oddziale onkologii, wlewach litrów chemii i leczeniu trochę po omacku. Okazało się, że nowotwór jest umiejscowiony w takim miejscu w główce, że lekarze nie wiedzieli co robić. Mówili wprost, że najbardziej obawiają się tego, że Krystian umrze na stole operacyjnym. Nie chcieli nawet wykonać biopsji, więc nawet nie wiadomo było z czym dokładnie walczymy.
Nasze życie to ciągła walka
Patrzyłam na to piekło na ziemi, na te łyse główki innych dzieci, na ich powolne umieranie i obiecałam sobie, że ocalę moje dziecko, wyrwę je ze szponów śmierci! Choćby cudem, kosztem własnego życia, ale nie poddam się, tak jak nie poddałam się ratując Milenkę! Szybko okazało się, że jest takie miejsce, gdzie leczone są dzieci z nieoperacyjnymi nowotworami mózgu – to Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Zurychu (Szwajcaria). Zebrałam potrzebne pieniądze i pojechaliśmy tam na szczegółowe badania i biopsję.
Lekarze pobrali wycinek guza do badań i po miesiącu otrzymałam dokładną diagnozę – glejak o specyficznej mutacji. I poza nią ogromną nadzieję na to, że kolejny raz wygrałam życie dla mojego dziecka! Tamtejsi onkolodzy zakwalifikowali Krystianka do leczenia, które dają ogromne szanse na całkowite wyzdrowienie. Niestety, jest to terapia poza granicami naszego kraju, za którą musimy zapłacić z własnej kieszeni. Cena powala z nóg – jej koszt to prawie pół miliona złotych!
Pomóż nam proszę!
Jak los może być okrutny, tego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić! Nasza historia brzmi jak scenariusz bardzo kiepskiego filmu, niestety napisało go samo życie… Ale matce nigdy nie zabraknie sił, by walczyć o swoje dziecko. Błagam Cię, pomóż mi w tym! Ocal mojego synka przed śmiercią!
Marzena Podhaniak, mama
Opinie
Na razie nie ma słów wsparcia.